niedziela, 13 listopada 2011

pierwsze koty za płoty...

Mówi się jak pierwsze koty za płoty to potem może być tylko lepiej. Ale dlaczego w ogóle ja mam rzucać jakimiś kotami  przez płot. Czy jacyś obrońcy zwierząt nie powinni się na ten temat wypowiedzieć? Uważam, że to z lekka niehumanitarne. A że kiedyś należałam do fundacji obrony zwierząt wiem na ten temat baaaardzo dużo. Może wiedziałabym jeszcze więcej jednak na pierwszym spotkaniu zapytano mnie co chciałabym zjeść na obiad, bez wahania odpowiedziałam, że pieczonego kurczaka z nadziewanego boczkiem i ziemniaczkami... I na tym moja przygoda z wiadomych przyczyn się skończyła.
Ale wracając do tematu. Byłam na pierwszej jeździe samochodem! Na początku po przywitaniu się z moim Instruktorem i zasiądnięciu za kierownicą, zostałam poinformowana, gdzie jest są pasy bezpieczeństwa, światła, dziurka w stacyjce... i inne takie tam mało ważne rzeczy. Po jakże długim przemówieniu, obudziło mnie przeraźliwy dźwięk. Okazało się że po prostu usnęłam z głową na kierownicy. Kiedy już doszłam do siebie po szoku okazało się że Pana Instruktora nie ma. Zdziwiłam się strasznie. Ale byłam tak zestresowana że zaraz mogę rozjechać wiewiórkę lub inne stworzonko Boże. Że nie miła siły sprawdzić czy przypadkiem nie schowała się na tylnym siedzeniu. I kiedy tak zastanawiałam się co mam teraz zrobić, Instruktor wrócił. A raczej to co tylko Instruktora przypominało. Mianowicie zobaczyłam postać uzbrojoną w poduszki z przodu i i z tyłu, gogle na nosie, żółty kask budowlany na głowie, oraz kartkę papieru. Zdziwienie było tym większe kiedy dostrzegłam na papierze napis "Testament". Instruktor dostrzegłszy moje zdziwienie, powiedział  tylko "Proszę nie zadawać pytań tylko jechać..."
I tak w miłym towarzystwie minęły mi 2 godziny.

Podsumowując:
czas jazdy: 2 godziny
pozostało jak dobrze pójdzie: 28 godzin
strat w istotach żywych: brak

sobota, 12 listopada 2011

szaleństwo...

Jeja ... kolejny bardzo długi tydzień w moim super życiu. I nie wcale nie ma w tym sarkazmu, nie ani trochę. Nie wiedziałam, że w jednym zdaniu można użyć tyle razy słowo "nie". Ale mniejsza o to. Muszę się podzielić co było takiego wyjątkowego, w tym jakże fascynującym tygodniu. Mogę to napisać, bo mimo, że to jest "sekret" i prawie nikt o nim nie wie, to i tak tego nikt nie czyta więc z całą świadomością mogę go ogłosić w jakże ogólnodostępnym Internecie.
W miniony czwartek postanowiłam przestać być grzeczną dziewczynką. Tak! No bo jak to jest, wszyscy mogą szaleć i jeść niezdrowe jedzenie w maku, chodź wiedzą że jest robione z kurczakopodobnej substancji więc ja nie mogę zrobić czegoś odbiegającego od normy, ale co ogólnie przyjmuje się jako normę?<- uważam że to zdanie jest pozbawione sensu, aczkolwiek tylko osoba o tak szalonym umyśle jak ja może je zrozumieć :) Dlatego też stwierdziłam po długotrwałym drapaniu się po głowie. Nie to nie oznacza, że mam wszy. Po prostu to taka metafora wielkiej zadumy jaka mnie ogarnęła nad swoim życiem. Ale wracając do tematu. A więc postanowiłam... uwaga...dam ,dara, dam (to są fanfary?, nie wiem jak określić fanfary za pomocą słów, po prostu w tym miejscu należy popukać palcami w stół i zrobić dam, dara, dam i czytać dalej, i w ogóle nie przejmować się moim skromnym komentarzem, który obecnie czytasz, ale nie przejmuj się tylko czytaj dalej)... siać postrach na ulicach i pójść na pierwszą, powtarzam pierwszą w moim życiu lekcje prawa jazdy. Tak, tak teraz należy się bać. Ja za kierownicą z obłędem mordu w oczach gdy będziesz chciał przejść na pasach przed moją "elką". Bójcie się... nadjeżdżam!!!